sobota, 9 marca 2019

Sztuka życia/Design for Living (1933)

Film o alternatywnej drodze do szczęścia

Reżyseria: Ernst Lubitsch
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 31 min.

Występują: Miriam Hopkins, Fredric March, Gary Cooper, Edward Everett Horton

Sztuka życia Ernsta Lubitscha nie wywalczyła sobie miejsca wśród nominacji oscarowych, ani w podsumowaniach najlepszych filmów roku 1933. Mimo znanych nazwisk w obsadzie rzadko jest wymieniana jako ważny punkt w filmografii Miriam Hopkins czy Gary'ego Coopera. Również w artykułach na temat twórczości Ernsta Lubitscha nie jest przywoływana tak często, jak jego bardziej znane dzieła. Zabierając się do tego filmu, byłem co prawda pozytywnie nastawiony, nie miałem jednak żadnych szczególnych oczekiwań. Tym milej mi stwierdzić, że w moim prywatnym rankingu roku 1933 Sztuka życia zajęła wysokie miejsce. Film okazał się doskonałym przykładem zastosowania "dotyku Lubitscha" - frywolną komedią opowiedzianą z zachowaniem dobrego smaku. Powód pominięcia Sztuki w nagrodach wydaje mi się jasny. Oficjelom niezręcznie było wychwalać obraz, który w pozytywnym, dość beztroskim stylu opowiada o menage a trois.

Historia jest w zasadzie mało skomplikowana. Amerykanka Gilda poznaje swoich rodaków Toma i George'a zupełnie przypadkiem, w pociągu jadącym do Paryża. Ona jest rysowniczką pracującą dla firmy reklamowej. Oni - malarz i dramatopisarz - wspólnie klepią biedę w nędznym mieszkanku w paryskiej kamienicy. Gilda jest od początku zafascynowana obydwoma artystami. Spotyka się z Tomem za plecami George'a i z George'm w tajemnicy przed Tomem. Kiedy prawda nieuchronnie wychodzi na jaw, dziewczyna nie potrafi się zdecydować, którego z nich wybrać i przedstawia niecodzienną propozycję: cała trójka zamieszka razem. Przedsiębiorcza Gilda ma im nawet zamiar pomóc rozwinąć raczkujące kariery. Jest tylko jeden warunek - żadnego seksu.

Ernst Lubitsch i scenarzysta Ben Hecht zaadaptowali na potrzeby filmu broadwayowską sztukę Noela Cowarda. Powstały scenariusz stawia na głowie typowe hollywoodzkie konwencje. Bohaterowie żyją w poligamicznym związku, który, mimo pewnych trudności, przynosi im szczęście i życiowe sukcesy. Co więcej, kiedy którekolwiek z nich wykonuje krok w kierunku monogamii, nie mija wiele czasu, kiedy wszystko zaczyna się psuć. Wiele zabawnych sytuacji w filmie wynika z przeciwstawienia rozwoju wypadków oczekiwaniom widza przyzwyczajonego do pewnych schematów. Oczywiście subtelnie, z masą aluzji i dwuznaczności właściwych Lubitschowi. Ach, te soczyste dialogi pełne obrazowych metafor i błyskotliwych ripost. Palce lizać! Trzeba przy tym zaznaczyć, że filmowy trójkąt to nie tylko miód i orzeszki. Bohaterowie spotykają się z presją społeczną, a Tom i George usiłują zapanować nad trawiącą ich zazdrością. W tle przewija się jeszcze szef Gildy, który uparcie próbuje nawrócić ją na drogę "cnoty".

Pójściem pod scenariuszowy prąd było również umieszczenie w centrum fabuły postaci kobiecej. To Gilda nadaje ton wydarzeniom, ona podejmuje decyzje kluczowe dla łączącej bohaterów relacji. Jest również ciekawa jako osobowość. Chociaż nie ma hamulców obyczajowych i trochę manipuluje swoimi mężczyznami, nie można jej nazwać femme fatale, gdyż jej wpływ na życie Toma i George'a jest bezsprzecznie pozytywny. Ponadto jest to osoba potrafiąca cieszyć się życiem, dowcipna i świadoma własnych ograniczeń. I tak bardzo nie wpisuje się w stereotyp dobrej amerykańskiej żony, jak to tylko możliwe. Miriam Hopkins byłą pierwszym wyborem Lubitscha do roli Gildy i wspięła się na wyżyny swego talentu. Gary Cooper i Fredric March nie dali w swoich rolach plamy, ale gdzie im tam do tej wyrafinowanej koneserki życia.

Do ważnych elementów filmu dorzucę jeszcze oryginalne zabiegi narracyjne Lubitscha. Na przykład scena otwierająca przez kilka minut toczy się bez słów. Wyłącznie dzięki zręcznemu montażowi poznajemy osobowości bohaterów, którzy obserwują się nawzajem w przedziale pociągu. Kiedy natomiast zaczynają mówić... słyszymy język francuski, ponieważ wzięli się nawzajem za autochtonów. Innym podobnie zaskakującym zabiegiem jest prześmieszne wykorzystanie parawanu w końcowych minutach filmu. Tutaj jednak pozwolę sobie nie zdradzać szczegółów. Podsumowując: reżyserski talent Lubitscha połączony z odwagą w przełamywaniu wzorców dał znakomite efekty.

Sztuka życia to znakomita komedia nasycona zabawnymi sytuacjami i wykwintnymi dialogami. Oczywiście kontrowersyjna postawa życiowa bohaterów nie wszystkim może przypaść do gustu. Gdy jednak podejść do filmu z dystansem, okazuje się on pogodną opowieścią o ludziach poszukujących swojej własnej drogi do szczęścia. Jest także przykładem dla innych twórców filmowych, że stosowanie niekonwencjonalnych rozwiązań narracyjnych może prowadzić do powstania oryginalnego dzieła. Za tę podwójną odwagę, sporo śmiechu i możliwość podziwiania gry Miriam Hopkins wystawiam 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz