Film o złoczyńcy, który próbował zostać zbawcą
Reżyseria: Jack Conway
Kraj: USA
Czas trwania: 1 h 49 min.
Występują: Wallace Beery, Leo Carilla, Fay Wray, Donald Cook, Stuart Erwin, Henry B. Walthall, Joseph Schildkraut
Historia Meksyku i związane z nią mity są, mimo swego bogactwa, praktycznie nieznane w Polsce. Natomiast w Kalifornii z racji bliskości geograficznej i stałej migracji Latynosów, wszyscy ci nieogoleni, noszący sombrera ludowi bohaterowie byli postaciami dość swojskimi. Stąd zapewne pomysł nakręcenia w studiach Hollywood filmu o Poncho Villi, przywódcy chłopskiej partyzantki i jednej z ważniejszych postaci tak zwanej Rewolucji Meksykańskiej. Scenariusz powstał na podstawie książki o życiu Villi, trzeba jednak zaznaczyć, że Viva Villa! fakty historyczne traktuje nadzwyczaj luźno. Nawet pobieżne spojrzenie na biografię pierwowzoru pokazuje, że nie zgadza się prawie nic. Film kreśli natomiast niezwykle wyrazisty portret Villi jako przedstawiciela uciskanej warstwy społecznej, która postanowiła upomnieć się o swoje. Zdecydowanie nie jest to bohater, do jakiego przyzwyczaiła nas kultura europejska.
Film otwiera epizod z dzieciństwa Villi, kiedy jego rodzina zostaje wywłaszczona, a protestujący przeciw temu ojciec zostaje na rozkaz bogatego właściciela ziemskiego zachłostany na śmierć. Młody Poncho mści ojca, wbijając jego katowi nóż w plecy. Przenosimy się kilkanaście lat do przodu, w okolice roku 1910. Villa jest przywódcą bandy rebeliantów, którzy mordują bogaczy i rozdają ich majątek peonom, czyli biednym wieśniakom. Podczas jednego w napadów Villa spotyka na swojej drodze Francisco Madero, polityka i rewolucjonistę, który planuje rebelię przeciwko prezydentowi Diazowi. Oczarowany elokwencją i ideowością Madero, Villa przyłącza się do jego sprawy, gotów walczyć o wielką ideę, jaką jest uwłaszczenie peonów. Jego głównym konkurentem o względy przywódcy staje się generał Pascal, lider wojskowego skrzydła Rewolucji.
Viva Villa! w uproszczony, dostosowany do prostackiej percepcji tytułowego bohatera sposób przedstawia klasowe podłoże Meksykańskiej Rewolucji. Z perspektywy Villi jest to po prostu rebelia biednych, pozbawionych ziemi chłopów przeciwko warstwie bogatych "spaniardów". Zbyt mało wiem o historii Meksyku, żeby oceniać wiarygodność tego podziału, ale latynoamerykańskie sympatie prokomunistyczne zdają się wskazywać, że coś było na rzeczy. Film jest przy tym daleki od idealizacji którejkolwiek ze stron. Spaniardzi przedstawieni są jako wroga, bezosobowa siła, którą rewolucjoniści bezlitośnie niszczą, wręcz rozkoszując się zaprowadzanym chaosem i terrorem. Strona rewolucyjna dzieli się na idealistów (Madero), oportunistów (Pascal) oraz reprezentowany przez Villę żywioł ludowy. Żywioł prawdziwie nieokiełznany, czego najlepszym przykładem jest główny bohater.
Poncho Villa, idol meksykańskich mas, który odbierał bogatym i dawał biednym, to w filmie Jacka Conwaya absolutny bydlak. Beztrosko zabija każdego wroga, który stanie mu na drodze, a śmiercią przyjaciół się nie przejmuje. Przyzwyczajony do błyskawicznego zaspokajania swych kaprysów, ma w zwyczaju seryjnie poślubiać kobiety, które wpadną mu w oko. Jego zemsta bywa straszna, odpłaca bowiem z nawiązką za wszystkie zniewagi. Sposób egzekucji, jaki obmyśla dla schwytanego śmiertelnego wroga jest tak okrutny, że wolę zbyt wiele o nim nie myśleć. Villa nie umie pisać ani czytać, a jego ideologia polityczna ogranicza się do żądania, aby "dać chłopom ziemię". Prowadzi to do tragikomicznych sytuacji, kiedy na krótką chwilę przejmuje władzę. Przy tym wszystkim ten złoczyńca został zagrany przez Wallace'a Beery'ego z takim wdziękiem, że trudno nie czuć do niego mimowolnej sympatii. Dla przyjaciół jest bowiem Villa hojny i szlachetny, a przy tym naprawdę sądzi, że walczy o słuszną sprawę. Jego bezpretensjonalność prowadzi do wielu komicznych sytuacji, choć jest to mocno czarny humor. I jeszcze te cudne idiosynkrazje związane z symbolami byków, z których Villa pragnie uczynić coś w rodzaju swego godła, ale uparcie nic z tego nie wychodzi. Beery z powodzeniem zrealizował trudne zadanie, kreując postać nikczemnego protagonisty, który do złudzenia przypomina barwnego herosa.
Jeżeli chodzi o innych bohaterów, jest kilka smaczków w postaci psychopatycznego zausznika Villi, który ma zwyczaj najpierw strzelać, a potem pytać. Wyrazista jest także jedna z żon protagonisty, która wyróżnia się ciętym językiem i ognistym temperamentem. Pozostała część obsady raczej nie zachwyca. Realizacyjnie film jest solidną hollywoodzką produkcją. Obficie korzysta z pustynnych plenerów i meksykańskiej architektury. Liczne sceny batalistyczne roją się od statystów i lśnią od efektów specjalnych (chociaż pokazowe upadki z konia za dziesiątym razem zaczynają nudzić). Bardzo ważną rolę odgrywa skomponowana przez Herberta Stolharta muzyka oparta na wzniosłych melodiach w wykonaniu sekcji dętej. Elementem ścieżki dźwiękowej jest między innymi słynny utwór La Cucaracha.
Viva Villa! to kontrowersyjny obraz o kontrowersyjnej postaci. Trudno uważać za bohatera kogoś, kto jest znacznie bardziej brutalny i bezlitosny niż jego bezosobowi przeciwnicy. Poncho Villa jest jednocześnie czarującym łotrem, jak i potworem zrodzonym w chorym społeczeństwie. Ponieważ jest to tylko luźna wariacja na temat postaci historycznej, trudno traktować go serio. Także cały film jako opowieść o Rewolucji Meksykańskiej jest zbyt uproszczony i dostosowany do punktu widzenia prymitywnego protagonisty. Ponadto cierpi na chaos narracyjny. Poszczególne sekwencje bardzo swobodnie przeskakują pomiędzy wydarzeniami, a łączącym je spójnikiem zbyt często są rozbudowane plansze tekstowe. Jest to zapewne efekt chaosu organizacyjnego wywołanego przez problemy realizacyjne. Ich kwintesencją była aż dwukrotna wymiana reżysera podczas zdjęć. Między innymi z tego powodu Viva Villa! jest filmem dziwnym, niespójnym, chociaż niewątpliwie interesującym i pobudzającym do myślenia. Otrzymuje ode mnie 7 gwiazdek.
źródło grafiki - www.imdb.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz