środa, 13 lutego 2019

Miłostki/Liebelei (1933)

Film o kruchości

Reżyseria: Max Ophuls
Kraj: Niemcy
Czas trwania: 1 h 21 min.

Występują: Magda Schneider, Wolfgang Liebeneier, Luise Ullrich, Carl Esmond, Olga Czechowa, Gustaf Grundgens

Nie tylko Hollywood kręciło melodramaty. Rzut okiem na filmy romantyczne powstałe poza Fabryką Snów pozawala zauważyć, jak różne treści i wartości może przekazywać prosta historia o miłości. Na przykład takie Miłostki nakręcone w Niemczech pod sam koniec czasów wolności artystycznej, to film całkowicie odmienny od wszystkiego, co powstało przed nim. Jednocześnie subtelny i odważny, delikatny i brutalny. Po obejrzeniu trudno o nim zapomnieć. Max Ophuls, wówczas mało jeszcze znany reżyser, odciął się od wszelkich popularnych konwencji, przekazując Miłostkami coś naprawdę ważnego, chociaż gorzkiego w swojej wymowie. A zaczyna się tak niewinnie.

Akcja Miłostek rozgrywa się w Wiedniu w czasach cesarza Franciszka Józefa. Film opowiada o życiu uczuciowym dwóch przyjaciół - oficerów cesarskiej armii. Porucznik Theo Kaiser jest luźno podchodzącym do życia kobieciarzem i hulaką. Podporucznik Fritz Lobheimer traktuje sprawy miłosne bardziej serio, na przykład wdając się w poważny romans z zamężną baronową von Eggersdorff. Podczas pewnego wieczoru w operze Theo poznaje dwie sympatyczne mieszczanki - Mizzi i Christine. (O ile "poznaje" to właściwe określenie na oberwanie po głowie lornetką). Wesoła i pragmatyczna Mizzi właściwie od razu zostaje kochanką Theo. Zbliżenie romantyków Fritza i Christine następuje stopniowo, ale miłość, która rozkwita, jest wielka. Może im jednak stanąć na drodze baron von Eggersdorff usilnie poszukujący mężczyzny, który przyprawił mu rogi.

Fabuła Miłostek jest bardzo prosta, ale film ogląda się znakomicie, między innymi dzięki głębi nadanej postaciom. To nie są wzdychające do siebie hollywoodzkie szablony, tylko bohaterowie z krwi i kości. Każda z czterech głównych postaci ma swój temperament, sposób bycia, własne poglądy i plany życiowe. Chociaż film rozgrywa się w dawno już minionej epoce, łatwo dostrzec w tych bohaterach normalnych młodych ludzi szukających swego miejsca w świecie. Na przeszkodzie stają im własne ograniczenia oraz zakłamana obyczajowość. Film bierze w ogień krytyki męski szowinizm oraz dziewiętnastowieczne pojmowanie honoru jako miłości własnej, której należało bronić kosztem innych wartości. Prowadzi to do szokującego zakończenia filmu. Nie zdradzając zbyt wiele, powiem tylko, że Max Ophuls wpisał się idealnie w formujący się nurt egzystencjalizmu.

Miłostki są majstersztykiem reżyserskim. Ophuls świetnie opowiada historię za pomocą obrazów. Na przykład nakręcona za pomocą długich ujęć sekwencja, w której podejrzliwy baron (w tej roli fenomenalny Gustaf Grundgens) rozgląda się po domu, poszukując ukrywającego się zalotnika, podczas gdy ten ostatni usiłuje niepostrzeżenie się wymknąć. Wiele jest scen, w których dialogi krążą z dala od meritum, natomiast z zachowania bohaterów można wyczytać ich rzeczywiste intencje i nastroje. Kardynalną zasadą Ophulsa jest uciekanie od pokazywania rzeczy wprost i zaangażowanie uwagi widza w interpretację wydarzeń. Bardzo dobry efekt dają takie zabiegi w scenach romantycznych, między innymi podczas przejażdżki Fritza i Christine po lesie pełnym obsypanych śniegiem świerków, czy też tańczonego przez nich w zupełnym oderwaniu od rzeczywistości walca. Inną zaletą filmu jest duża ilość smaczków wynikających z fin-de-siecle'owej lokalizacji. Otwiera go monumentalna scena w operze wiedeńskiej, ze znakomitą muzyką przywodzącą na myśl austriackich klasyków. Również zwyczaje i sposób bycia cesarskich dragonów są ważnym elementem opowieści, jednocześnie wplecionym tak naturalnie, że przyjmuje się go właściwie jako oczywistość. Gra aktorska stoi na wysokim poziomie. Obok Grundgnensa wyróżnię jeszcze Magdę Schneider (matkę Romy Schneider), która jako nieco zagadkowa Christine demonstruje pełne spektrum emocji, od prostych po niezwykle złożone.


Miłostki to poruszający film, który opowiada o ważnych rzeczach. Profesjonalnie zrealizowany, odmienny stylem od współczesnych mu obrazów, był dla mnie szalenie ciekawym doznaniem. Styl Maxa Ophulsa bazujący na sugestiach, niedopowiedzeniach, pozostawiający sporo interpretacji widza, spowodował jedno z bardziej wyrafinowanych przeżyć filmowych, jakich miałem okazji doświadczyć. Wystawiam Miłostkom 9 gwiazdek.

Na koniec anegdota. Kiedy film miał swoją premierę w Niemczech, u władzy byli już naziści. Ponieważ Ophuls był Żydem, jego nazwisko zostało wymazane z napisów początkowych. Na ekranach kin zagościł film bez twórcy. Kilka miesięcy później reżyser wyemigrował do Francji, podobnie jak uczynił to Fritz Lang. Tak paskudny reżim pozbył się wybitnych artystów, których nie mógł wykorzystać na własne potrzeby. Oni na szczęście tworzyli dalej, na swoich warunkach.   

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz