czwartek, 17 maja 2018

Portier z hotelu Atlantic/Der letzte Mann (1924)

Film o znaczeniu munduru.

Reżyser: F. W. Murnau
Kraj: Niemcy
Czas trwania: 1h 28 min.

Występują: Emil Jannings, Maly Delschaft, Max Hiller

Miałem już okazję oglądać różne rodzaje filmów z nurtu niemieckiego ekspresjonizmu, ale Portier z hotelu Atlantic jest pierwszym z nich, który określić można jako typowy dramat. Na tym jednak kończy się jego typowość. Mamy do czynienia z dziełem niezwykle oryginalnym zarówno pod względem treści, jak i formy.

Tytułowy bohater filmu to starzejący się, otyły mężczyzna pracujący jako portier w luksusowym hotelu. Źródłem dumy i prestiżu mężczyzny jest jego piękny służbowy mundur, w którym paraduje również po pracy, budząc szacunek i skrywaną zawiść sąsiadów. Pewnego dnia portiera spotyka katastrofa - menadżer hotelu uznaje, że jest już za słaby i zbyt niedołężny, żeby nosić walizy gości i przenosi go na stanowisko podawacza ręczników w hotelowej toalecie. Największym ciosem jest jednak konieczność zdania munduru, który bohater zamienia na białą kamizelę posługacza. Portier jest zdruzgotany; obawia się ośmieszenia w oczach sąsiadów i bliskich. To popycha go do desperackiego kroku, który pozwoli mu nadal zachowywać pozory - kradzieży munduru z hotelowego magazynu.

Istnieje kilka możliwości interpretacji fabuły filmu. Napiszę o dwóch z nich. Interpretacja "empatyczna" odnosi się do losu starego człowieka, który powoli przestaje być potrzebny. Portier nie jest przez postronnych traktowany jak osoba. Nikt nie patrzy mu w oczy, nikogo nie interesuje jego osobista tragedia. Pracownicy hotelu traktują go jak przedmiot, który zostaje przesunięty z miejsca na miejsce. Z kolei dla sąsiadów najpierw jest obiektem podziwu i zazdrości, zaś w obliczu słabości staje się ofiarą bezlitosnych drwin. Najsmutniejsze, że sam bohater również postrzega samego siebie przez pryzmat swego stroju i funkcji, jaką ten symbolizuje. Przejawia się to w mowie ciała portiera. W mundurze jego ruchy są szybkie, pewne siebie, głowa uniesiona do góry, sylwetka wyprostowana. Bez symbolu swej pozycji błyskawicznie staje się przygarbionym, wystraszonym wrakiem człowieka. Odzyskanie choć cząstki siebie umożliwia mu dopiero kradzież munduru. Odtwórca głównej roli Emil Jannings z niezwykłym wyczuciem ukazał tę przemianę - sprzężenie zwrotne człowieka z jego rolą społeczną. Na tym polega druga, "socjologiczna" interpretacja fabuły. Film Murnaua przedstawia panujący w niemieckim społeczeństwie swoisty kult munduru. Strój i idąca za nim przynależność są wyznacznikiem statusu społecznego. Są to elementy powiązane tak ściśle, że utrata jednego pociąga za sobą błyskawiczną utratę drugiego. Szczególnie bolesna jest w tym wypadku wyjątkowo złośliwa satysfakcja sąsiadów oraz pogarda i przerażenie rodziny. W społeczeństwie przedstawionym przez Murnaua nie ma miejsca na litość czy współczucie. Liczy się tylko status. Słabi nie są godni nawet splunięcia.


Na uwagę zasługują również techniczne aspekty filmu. Portier nie jest co prawda pierwszym dziełem niemal całkowicie rezygnującym z plansz tekstowych, jednak jest to zjawisko na tyle rzadkie, że warto o nim napisać. Gra aktorska i kinematografia całkowicie rekompensują brak tekstu. Bardzo nowatorska jest praca kamery, która chyba po raz pierwszy w kinie niemym jest tak ruchliwa i odważna. Sytuację obserwujemy a to z perspektywy bohatera, ze zjeżdżającej windy, poprzez szyby kręcących się drzwi obrotowych, w lustrach. Niezwykle aktywny jest montaż, chętnie pokazujący dane sceny z różnych perspektyw. Na osobne potraktowanie zasługuje sekwencja kręcona z perspektywy pijanego bohatera - zamglona, trzęsąca się, wypaczająca kształty. Są i inne pomysłowe eksperymenty. Jeden z nich to otwierająca film scena kręcona w czasie deszczu przed wejściem do hotelu. Portier paraduje ubrany w odbijający światło foliowy płaszcz, dzięki czemu widz może od razu rozpoznać w nim głównego bohatera. Inny ciekawy pomysł to ukazanie upływu czasu poprzez statyczne ujęcie na blok mieszkalny - mieszkańcy krzątają się po balkonach, a w nocy zastępują ich światła w oknach - jedne się zapalają, inne gasną w zależności od trybu życia lokatora. Znalazłoby się jeszcze kilka innych tego typu smaczków. Pomysłowość Murnaua i odpowiedzialnego za zdjęcia Karla Freunda nie zna granic.

Portier z hotelu Atlantic nie jest filmem powalającym na kolana, bo też nie takie było założenie twórców. Zamiast tego pobudza wyobraźnię zarówno poprzez prowokującą fabułę, jak i wprowadzające zupełnie nowe możliwości rozwiązania kinematograficzne. Końcowy efekt zasługuje na najwyższe uznanie. To zdecydowanie jeden z kamieni milowych w historii kina. Przyznaję mu 9 gwiazdek i szczerze polecam.
źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz