środa, 21 listopada 2018

Morderca/M (1931)

Film o dualizmach

Reżyseria: Fritz Lang
Kraj: Niemcy
Czas trwania: 1 h 48 min.

Występują: Peter Lorre, Otto Wernicke, Gustaf Gründgens

Fritz Lang zdążył nas już przyzwyczaić do tego, że jego filmy wyprzedzają swoją epokę. Takie dzieła jak Nibelungi czy Metropolis położyły fundamenty pod całe gatunki filmowe. Nakręcony w roku 1931 Morderca nie jest może aż tak przełomowy. Pierwsze thrillery kręcili już wcześniej Alfred Hitchcock czy Josef von Sternberg. A jednak i tym razem Lang nie zawiódł, tworząc dzieło jedyne w swoim rodzaju. Innowacji wprowadzonych przez ten obraz jest tyle, że trudno ocenić, która z nich jest najistotniejsza.

Film rozgrywa się w ogarniętym paranoicznym strachem Berlinie. W mieście grasuje tajemniczy morderca dzieci. Kolejne ofiary znikają i są znajdywane w strasznym stanie. Policja jest bezradna. Mimo wielkiej liczby funkcjonariuszy oddelegowanych do polowania na zabójcę i drobiazgowo prowadzonego śledztwa, sprawca pozostaje nieuchwytny. Czarę goryczy przepełnia przesłany przez mordercę do gazety kpiący list. Odpowiedzią władz jest wprowadzenie drakońskich kontroli i przeszukań u wszystkich mieszkańców mających na bakier z prawem. W końcu własną obławę na mordercę rozpoczynają zmęczeni ciągłymi szykanami członkowie miejskiego półświatka. Mają zamiar dopaść i rozprawić się z nim po swojemu.

Przegląd ciekawych rozwiązań zastosowanych w Mordercy rozpocznijmy od scenariusza. Film dwukrotnie w trakcie seansu zmienia formułę opowieści. Początkowo jest kryminałem przybliżającym w drobiazgowy sposób prowadzone śledztwo. Lang i scenarzystka Thea Von Harbou nie szczędzą nam jego szczegółów, przybliżając trudności stojące przed policją, paranoiczne nastroje wśród mieszkańców oraz dywagacje na temat natury mordercy. Jedynie detale zbrodni pozostają w sferze ogólników, pozostawiając pole do popisu wyobraźni widza. Drugi akt filmu to klasyczny thriller, w którym podejrzany usiłuje uciec przed obławą przestępców. Z jednej strony możemy podziwiać metodyczną organizację polowania, z drugiej mamy osaczonego niczym zwierzę w pułapce człowieka, dla którego pomimo jego ohydnych czynów trudno nie poczuć pewnego rodzaju współczucia. Wszystko wieńczy rozdział trzeci będący czymś w rodzaju próby osądu osoby i czynów domniemanego sprawcy. Abstrahując od samej treści, tego rodzaju zwroty stylistyczne są bardzo interesującym i rzadko spotykanym rozwiązaniem, zrealizowanym w Mordercy wyjątkowo udanie.

Jeżeli chodzi o treść, twórcy stawiają kilka odważnych pytań. Przede wszystkim o naturę winy i kary, która ma spotkać mordercę - człowieka najpewniej chorego psychicznie. Lang i Von Harbou nie boją się poruszyć aktualnego i dziś dylematu, czy kara ma być przede wszystkim formą zemsty, czy też pełnić funkcję prewencyjną? O resocjalizacji naturalnie nie ma mowy, mamy wszak do czynienia z kimś nieodwracalne zaburzonym. W cieniu tego dylematu kryje się jednak inny. Siły państwowe sportretowane w filmie zawodzą, zmuszając przestępców do wzięcia sprawiedliwości w swoje ręce. Opryszki mają swój honor i wyrażają chęć odcięcia się od moralnego potwora i przywrócenia ładu społecznego. Czyżby był to dowód na indolencję państwa i argument za oddaniem pola prywatnej inicjatywie? W dzisiejszych czasach taka postawa budzi skojarzenia z obywatelskością lub ewentualnie libertarianizmem, jednak w latach trzydziestych, kiedy po ulicach biegały rozmaite paramilitarne bojówki, miała ona dużo mroczniejszy wymiar. Sprawiedliwość ludowa mogła przybierać bardzo radykalne oblicze. Film nie daje gotowej odpowiedzi na te wątpliwości, a nadchodzący rozpad duetu Lang-Von Harbou (on wyemigruje z Niemiec, ona wstąpi na służbę nazizmu) świadczy o tym, że sami twórcy mieli nierozstrzygalne wątpliwości.

Obok nowinek fabularnych, Lang i jego zespół proponują także interesujące rozwiązania realizacyjne. Najważniejszym jest odważne wykorzystanie dźwięku. Narracja w dużym stopniu korzysta z odgłosów otoczenia, w tym z filmowego leitmotivu - melodyjki wygwizdywanej mimowolnie przez mordercę. Równie ważną rolę pełni zapadająca w istotnych momentach cisza, która zwiastuje nadchodzące ważne wydarzenie. Oba te instrumenty będą z powodzeniem naśladowane przez całe pokolenia twórców. Znakomite są również zdjęcia nadzorowane przez niezrównanego Fritza Arno Wagnera. Kamera przybliża historię mordercy przy wykorzystaniu niepozornych rekwizytów, takich jak szybujący na wietrze balonik czy słup ogłoszeniowy, na którym widać cień skradającego się zabójcy. Mistrzostwem filmowego suspensu są natomiast sceny w opuszczonym biurowcu, w którym podejrzany desperacko usiłuje ukryć się przed poszukującą go ekipą opryszków. 

Spośród kreacji aktorskich w Mordercy wyróżniają się dwie role. Pierwszą jest tytułowy zbrodniarz grany przez nieznanego wcześniej Petera Lorre. Jest to postać wyraźnie zwichrowana, świadoma własnej odmienności i dysponująca piekielnym wręcz sprytem. A jednak najbardziej pamiętne ujęcia pokazują złowrogiego mordercę jako człowieka śmiertelnie przerażonego, nadając mu tym samym dwoistą naturę kata i ofiary. Oto kolejny nowatorski element filmu. Odwrócenie ról następuje niemal niezauważalnie i jest całkowicie naturalne, wskazując na niejednoznaczność naszej percepcji. Wszystko to prowadzi do wielowymiarowego finału filmu, w którym ów "antyzłoczyńca" zostaje poddany swoistej lustracji, prezentując się jako niewolnik własnych popędów. Czy jest tak naprawdę, do końca nie wiadomo, w końcu jest to jego punkt widzenia. Peter Lorre zdecydowanie stanął na wysokości zadania. Jego kreacja pozostanie na długo w mej pamięci. Drugą wyróżniającą się postacią jest odtwarzany przez Gustafa Gründgensa "Der Schränker" - charyzmatyczny przywódca organizacji przestępczej i koordynator polowania. Oprócz niezwykle sprawnego zarządzania postać ta demonstruje talenty przywódcze. Rzadkie połączenie cech wodza i menadżera czynią z niego doprawdy imponującą osobistość. Dzięki dobrej grze aktorskiej w pełni wiarygodną.

Morderca jest kolejnym znaczącym elementem filmografii Fritza Langa. Niezwykły talent tego reżysera, wspomagany przez takich współpracowników jak Thea Von Harbou i Fritz Arno Wagner, pozwolił stworzyć film nietuzinkowy, tym razem nie prekursorski lecz niepowtarzalny. Stawiane przez Mordercę pytania otrzymują kilka propozycji odpowiedzi. Można sobie wybrać w zależności od własnych przekonań. A przynajmniej tę sprawę przemyśleć. Pewne jest jedno. Żaden szanujący się kinoman nie powinien przejść obok Mordercy obojętnie. Ja oceniam go na maksymalne w mojej skali 10 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz