środa, 28 marca 2018

Złamana lilia/Broken Blossoms (1919)


Film o dramatycznej miłości w londyńskich slumsach.

Reżyser: D.W. Griffith
Kraj: USA
Czas trwania: 1h 30 min.
Występują: Lillian Gish, Richard Barthelmess, Donald Crisp


Dzisiejszy film jest kolejną produkcją D.W. Griffitha, tym razem o mniejszym rozmachu niż epickie opowieści o Ku-Klux Klanie i nietolerancji. Złamana lilia przybliża nam historię dwójki zagubionych ludzi z londyńskich slumsów. Cheng jest Chińczykiem, który przybył do kraju dzikusów, żeby nauczać ich szlachetnej drogi buddyzmu. Życie zweryfikowało jednak jego ambicje i Cheng zadowala się prowadzeniem sklepiku oraz popalaniem opium w chińskich szulerniach. Lucy jest młodą dziewczyną mieszkającą z brutalnym ojcem - bokserem, pełniąc rolę służącej i zabawki do maltretowania, kiedy bydlak ma ochotę wyładować gniew. Drogi bohaterów krzyżują się, kiedy pewnego wieczora pobita i oszołomiona Lucy wymyka się z domu i mdleje na progu sklepu Chenga. Chińczyk udziela jej pomocy i schronienia w swoim mieszkanku nad sklepem. Na ustach dziewczyny po raz pierwszy w życiu pojawia się prawdziwy uśmiech. Ojciec nie ma jednak zamiaru tak po prostu pozwolić odejść swojej córce z jakimś Chińczykiem.

Złamana lilia to film wyjątkowo mroczny. Jego klimat przywodził mi na myśl piosenkę Kultu Historia pewnej miłości. Londyńskie slumsy ukazane są w całej swej ohydzie, która przekłada się także na charaktery wielu występujących w filmie postaci. Griffith prowadzi nas brudnymi, zasnutymi mgłą uliczkami portowej dzielnicy Limehouse do przybytków hazardu, knajp i obskurnej klitki, w której gnieżdżą się Lucy z ojcem. Jest kilka jaśniejszych punktów, w tym uliczna kwiaciarnia i orientalnie urządzony pokoik Chenga (ukazany w odmiennej od wszechobecnej szarości czerwonawej tonacji), jednak ostatecznie toną one w oceanie syfu. Jeszcze bardziej przygnębiająca jest przemoc ukazana na przykładzie ponurego losu Lucy.

Jak każdy melodramat, Złamana lilia stoi kreacjami aktorskimi. Film jest prawdziwym popisem Lillian Gish, która znakomicie oddaje przygnębienie i słabość swojej bohaterki, a także chwile, kiedy nabiera ona życia podczas krótkiej znajomości z Chengiem. Zwrócę uwagę na chód Lucy, która porusza się niepewnie, drobna, przygarbiona i niezdarnie stawiająca kroki, nieodparcie budząc współczucie. W pamięć zapadają uśmiechy aktorki, ten wymuszony na żądanie ojca i ten prawdziwy, kiedy otrzymuje od Chenga lilie. A to, co pokazała w scenie, kiedy chowa się w szafie przed wymachującym siekierą ojcem, to już prawdziwa symfonia grozy. (Podobno aktorka darła się tak przeraźliwie, że na plan filmowy zbiegli się na pomoc przechodnie). Jeżeli chodzi o dwójkę pozostałych bohaterów filmu, Richard Barthelmess jako Cheng jest nadzwyczaj oszczędny w środkach wyrazu, ale taki zdaje się powinien być jego bohater - uprzejmy, delikatny, ostrożny. Natomiast Donald Crisp (późniejszy laureat Oscara) jako zbydlęcony ojciec Lucy przeszarżował. Miny, jakie stroi, usiłując oddać wściekłość swego bohatera, kojarzą się raczej z paraliżem albo upośledzeniem umysłowym. Również mowa ciała, bardzo istotna w przypadku postaci komunikującej się za pomocą pięści, pozostawia wiele do życzenia. To zdecydowanie najsłabszy punkt filmu (choć grozę budzi i tak).

Skoro mowa o wadach, wbiję jeszcze szpilę w fabułę. Akcja filmu rozgrywa się podczas jednej nocy. Rozumiem, że miłość od pierwszego wejrzenia i tak dalej, ale jednak zbyt szybko to wszystko rozkwitło między bohaterami. W ogóle ludzkie reakcje są w Złamanej lilii przesunięte nieco ku ekstremum, ale taka już natura kina niemego. W wielu oglądanych ostatnio filmach zauważam trend do nadrabiania ekspresją ograniczeń związanych z brakiem dialogów.

Na koniec jeszcze kilka słów o rasizmie. Złamana lilia przedstawiana jest niekiedy jako film ukazujący tragedię kochanków o różnym kolorze skóry na tle nietolerancyjnego społeczeństwa. Nie zgadzam się z takim ujęciem. W filmie nie obserwujemy reakcji społeczeństwa na międzyrasowy romans. Mamy jedynie wściekłość zbydlęconego człowieka, który utracił swoją zabawkę do bicia. Czy byłoby to na rzecz "żółtka", czy kogoś innego, myślę, że jego reakcja byłaby podobna. Z drugiej strony jak na swoje czasy na pewno był to obraz przełomowy, przedstawiając tego typu relację w pozytywnym świetle.

Czas na ocenę. Film otrzymuje 8 gwiazdek za ciekawą scenografię i znakomite aktorstwo Lillian Gish. Więcej nie będzie z uwagi na nieco przeszarżowaną fabułę i okropnego Donalda Crispa.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz