sobota, 3 marca 2018

Nietolerancja/Intolerance: Love's Struggle Throughout the Ages (1916)


 Film o nietolerancji na przestrzeni wieków.


Reżyser: D.W. Griffith
Kraj: USA
Czas trwania: 2h 57min.
Występują: Mae Marsh, Robert Harron, Walter Long, Margery Wilson, Eugene Pallette, Josephine Crowell, Constance Talmadge, Alfred Paget, Seena Owen, Tully Marshall, George Siegmann, Howard Gaye, Lillian Gish

Kolejny film D.W. Griffitha powstał w pewnym sensie jako odpowiedź na krytykę, która spadła na reżysera za rasizm Narodzin narodu. Jak czytam w niektórych źródłach, Griffith chciał na przykładzie swoich bohaterów ukazać, jaka spotkała go krzywda. Bohaterami filmu są zatem dobre jednostki krzywdzone przez nietolerancyjne społeczeństwa. Trochę to pretensjonalne i moim zdaniem w filmie wyszło nie do końca udanie, o czym więcej za chwilę.

Nietolerancja przedstawia widzowi cztery historie, dynamicznie przeskakując pomiędzy nimi i każdą z nich popychając do tragicznego lub zbawiennego finału. Taka konstrukcja filmu to nowatorski pomysł Griffitha, do którego sięgać będzie wielu późniejszych reżyserów (zresztą w obsadzie jest co najmniej kilka nazwisk, które później same będą odgrywać znaczącą rolę jako twórcy filmów, na  przykład Erich Von Stroheim czy W.S. Van Dyke). Montaż jest ponownie najwyższej klasy, przejścia są płynne, przeplatające się sceny uzupełniają się pod względem tempa i nastroju. Bardzo dobry pomysł i pod względem formalnym wykonany jest znakomicie. Co do samych historii, są nierówne zarówno pod względem długości jak i poziomu i w tym właśnie tkwi słabsza strona filmu. Przyjrzyjmy się im w kolejności od najdłuższej do najkrótszej, ponieważ w przypadku Nietolerancji jakość jest wprost do długości proporcjonalna.

Pierwsza z naszych opowieści dzieje się w czasach współczesnych filmowi i opowiada o młodym małżeństwie nękanym biedą i żyjącym na pograniczu półświatka. Przyczyną ich kłopotów jest oczywiście nietolerancja obłudnych i świętoszkowatych pań z jakiejś amerykańskiej "ligi przyzwoitości", ale również ich własna nierozwaga i konszachty męża ze światem przestępczym. W rezultacie intryg on trafia do więzienia, najpierw na krótko za pomniejsze przestępstwo, później zaś grozi mu stryczek za (niesłuszny) zarzut zabójstwa, kobiecie natomiast Liga Przyzwoitości odbiera dziecko. Ta opowieść jest całkiem dobrze napisana, rozbudowana, a dwójka głównych bohaterów budzi sympatię, również dlatego że gra ich para najlepszych w filmie aktorów (dziewczynę ponownie kradnąca cały film Mae Marsh, chłopaka również przekonujący Robert Harron). A końcowe sceny wyścigu z czasem, by uzyskać dla męża ułaskawienie, zanim zostanie powieszony, ponownie ukazują umiejętności reżysera w budowaniu filmowego napięcia. Ta historia zdecydowanie na plus.

Druga niezwykle udana opowieść przedstawia podbój Babilonu przez Persów. Zrealizowana została z prawdziwie epickim rozmachem, scenografia jest wręcz niesamowita. Na potrzeby filmu zbudowano imponujące mury miasta, genialne machiny wojenne, przygotowano wspaniałą scenografię pałacu królewskiego i świątyni. Sceny batalistyczne przedstawiające bitwę o miasto należą do najlepszych w filmie. Świadomość, że Griffith robił takie rzeczy ponad sto lat temu, wprost nie mieści mi się w głowie. Jeżeli chodzi o fabułę, mamy tu dwa wątki "nietolerancji". Pierwszy wiąże się z zatargiem kapłanów dwóch bóstw, w rezultacie którego jedni z nich zdradzają króla Babilonu i wydają miasto Persom. Nie jest to przedstawione jakoś szczególnie przekonująco, w dodatku przy świadomości, że perski zdobywca Babilonu, Cyrus, jest postacią zapisaną na kartach historii jako przykład władcy tolerancyjnego. Mniejsza jednak z tym. Drugi babiloński wątek to historia wojowniczej Górskiej Dziewczyny, która zamiast jak typowa Babilonka wyjść za mąż, zostaje wojowniczką i walczy w obronie miasta, a nawet wpada na trop spisku kapłanów. Górska Dziewczyna to trzecia z wyróżniających się kreacji aktorskich w filmie. Constance Talmadge zagrała ją z zacięciem komediowym - dziewczyna skacze, krzyczy, stroi miny, bije się, strzela w łuku, powozi rydwanem, naprawdę wszędzie jej pełno. Również dzięki niej segment babiloński oglądało się z prawdziwą przyjemnością.

Trzecia historia przedstawia francuską Rzeź Hugenotów z XVI wieku. Sceny samej rzezi są poruszające, od znakowania domów Hugenotów, którzy mają zostać zamordowani, po sceny masakry. Wszystko to przedstawione jest niezwykle przejmująco. Historia jednak cierpi na niedostateczne rozwinięcie postaci protagonistów, z którymi moglibyśmy się identyfikować. Jest wprawdzie katolicki żołnierz i hugenocka dziewczyna, w której ten jest zakochany, ale wątkowi temu poświęcono zdecydowanie za mało czasu, żeby widz mógł poznać i polubić postacie. Reżyser zapewne ne chciał wydłużać filmu ponad trzy godziny i ta opowieść ucierpiała na tym najbardziej.

Czwarta opowieść dotyczy życia i śmierci Jezusa, jest najkrótsza i została chyba umieszczona tylko ze względu na symbolizm - Jezus umiera na krzyżu w celu odkupienia nietolerancyjnego świata. Być może reżyser uznał, że widzowie sami z siebie znają życie Jezusa i nie ma potrzeby szczególnie go przybliżać, ale w rezultacie ten segment wydaje się zbędny i osobiście chętnie bym z tych kilku scen zrezygnował na rzecz rozszerzenia i uczłowieczenia opowieści hugenockiej. A tak mamy w filmie dwie historie rozbudowane, jedną wyraźnie pociętą i jedną właściwie tylko zasygnalizowaną. I tutaj dostrzegam jeden z dwóch zasadniczych minusów filmu.

Drugim minusem jest raczej nieprzekonujące przedstawienie nietolerancji jako przyczyny zła na świecie. Jest to niestety zrobione nachalnie, słowo to pada w wielu planszach tekstowych i jest do wielu wątków doklejone dość sztucznie. O ile sama narracja filmowa ukazuje przyczyny problemów naszych bohaterów w sposób głębszy, reżyser, najwyraźniej dotknięty krytyką, która spotkała go za Narodziny narodu, spłyca problemy polityczne i społeczne do jednego hasła, częściowo tylko przystającego nawet nie do rzeczywistości, ale również do sytuacji jego bohaterów. Gdyby zmienić tytuł, przerobić kilka plansz tekstowych, pozbyć się jednej opowieści i rozwinąć inną, mielibyśmy majstersztyk. A tak, wyszedł z tego film jedynie wyróżniający się.

Ku pamięci wymieńmy jeszcze najlepsze sceny filmu.
Babilon - wszystkie sceny w świątyni (uczta/orgia ukazana ze smakiem), obalenie wieży oblężniczej, szarża babilońskiej machiny wojennej - kino najwyższej próby.
Scena tłumienia strajku robotników.
Końcowe sceny opowieści współczesnej - samochodowy pościg za pociągiem, przygotowania do egzekucji. Bardzo dobrze zbudowane napięcie.
Rzeź w Noc Świętego Bartłomieja - to nie są akurat sceny przyjemne do oglądania, ale tak właśnie miało być. Pod rozwagę.

Ocena. Film otrzymuje 8 gwiazdek. Zdecydowanie godny uwagi, tym razem (w przeciwieństwie do Narodzin narodu) przesłanie filmu odbieram jako jak najbardziej słuszne, jednak dwa opisane wyżej poważne minusy nie pozwalają filmu ocenić wyżej.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz