sobota, 4 maja 2019

Bunt na Bounty/Mutiny on the Bounty (1935)

Film o tyranie i jego placu zabaw

Reżyseria: Frank Lloyd
Kraj: USA
Czas trwania: 2 h 12 min.

Występują: Charles Laughton, Clark Gable, Franchot Tone, Herbert Mundin, Eddie Quillan, Dudley Digges, Donald Crisp, Henry Stephenson

Historia buntu załogi brytyjskiego okrętu Bounty stanowiła wdzięczny materiał na film i była przenoszona na duży ekran wielokrotnie. Losy buntowników i lojalistów już wcześniej były inspiracją dla twórców literatury przygodowej, a niejednoznaczne relacje z procesu tych pierwszych dawały szerokie pole do interpretacji. Film Bunt na Bounty z 1935 roku jest adaptacją jednej z powieści fabularyzujących całe wydarzenie. Scenarzyści, w ślad za książką, przyjęli specyficzną interpretację wydarzeń na Bounty, jednoznacznie deklarując się po jednej ze stron. Wiele wskazuje, że wersja ta nie była zgodna z prawdą historyczną. A jednak dzięki takiemu a nie innemu podejściu udało się Buntowi przybliżyć autorytarny charakter XVIII-wiecznej brytyjskiej floty. Bunt okazał się wielkim sukcesem kasowym i artystycznym. Zgarnął Oscara dla najlepszego filmu i worek nominacji, w tym aż trzy za najlepsze role męskie. Takie bezprecedensowe wydarzenie zadecydowało o utworzeniu rok później nowych kategorii oscarowych dla aktorów drugoplanowych. A jak prezentuje się ów film dzisiaj? Muszę powiedzieć, że bardzo dzielnie stawił czoła upływowi czasu.

Fabuła Buntu na Bounty skupia się na relacjach panujących na pokładzie statku, z naciskiem na narastający konflikt pomiędzy kapitanem Williamem Blighem, a jego pierwszym oficerem Fletcherem Christianem. Bligh jest zwolennikiem surowej dyscypliny i karania marynarzy za najmniejsze przewinienia, w dodatku okazuje się także malwersantem. Christian to oficer-dżentelmen, któremu zależy na przyzwoitym traktowaniu załogi. Poza nimi ważne role w konflikcie odgrywają przyjaciel Christiana, młody chorąży Roger Byam oraz zapijaczony lecz poczciwy lekarz pokładowy Bacchus. Katalizatorem kiełkującego buntu staje się długi postój statku na tropikalnej wyspie Tahiti, której gościnni tubylcy i beztroskie życie stają się zbyt kuszące w porównaniu z drakońską dyscypliną na pokładzie statku.

Opowiedziana w filmie historia buntu jest ciekawa z perspektywy socjologicznej, ponieważ rozgrywa się zarówno na poziomie konfliktu osobowości Bligh-Christian, jak również w ramach dysfunkcji specyficznego systemu społecznego obowiązującego na okręcie. Przepisy brytyjskiej floty dawały kapitanowi statku władzę niemal nieograniczoną. Na pokładzie z zasady panował stan wojenny, czyniący go panem życia i śmierci załogi. Do tego dochodziły podziały klasowe - choć pozornie wszystkim przysługiwały takie same racje żywnościowe, oficerowie cieszący się przychylnością kapitana korzystali z większych wygód i luksusów. Mógł on także karać tych, którzy mu podpadli - od zmniejszenia przydziału jedzenia, poprzez chłostę, aż po przeciągnięcie winowajcy pod kilem statku. Brak jakiejkolwiek zewnętrznej kontroli przy długich rejsach oceanicznych prowokował nadużycia władzy. Filmowy Bligh jest przykładem patologicznej jednostki, która doprowadza ten surowy system do skrajności.

Konflikt osobowościowy sprowadza się do aktorskiego pojedynku pomiędzy Charlesem Laughtonem a Clarkiem Gable'em. Grający Bligha Laughton ponownie wspina się na wyżyny swego kunsztu, kreując postać ponurego tyrana, który siłą osobowości zamienia statek w swój prywatny folwark. Jego władczy głos, spojrzenie spode łba i niezłomność charakteru sprawiają, że naprawdę można się tego człowieka bać. Gable w roli Christiana jest bardziej ludzki - męski, uśmiechnięty, chętny do pomocy - postanowił pokonać Laughtona urokiem osobistym. Chociaż w konflikcie fabularnym pierwszy oficer zwycięża kapitana, zaryzykowałbym stwierdzenie, że aktorsko wygrywa Laughton (rzekomo mający kompleksy na punkcie urody Gable'a). Trzeci z nominowanych do Oscara aktorów, grający Byama Franchot Tone, tak naprawdę nie odznacza się niczym szczególnym, tworząc postać sympatycznego żółtodzioba.

Obok wspomnianych poważnych tematów Bunt na Bounty oferuje także sporo eskapistycznej rozrywki. Bounty napotyka na morzu wiele przeszkód i przeżywa liczne, ciekawie sfilmowane przygody. Tahiti z jego gościnnymi tubylcami, w tym pięknymi i chętnymi kobietami, robi wrażenie raju na ziemi. A tułaczka Bligha i lojalnych mu ludzi, którzy wsadzeni na szalupę pokonują kilka tysięcy kilometrów po Pacyfiku, to imponujący wyczyn, pozwalający nabrać trochę szacunku dla umiejętności ekranowego tyrana. 

Bunt na Bounty to także nadzwyczajne walory realizacyjne. Na produkcję wydano dwa miliony dolarów, co było wówczas pod względem wysokości drugim w historii budżetem filmu (po Ben-Hurze) . Koszty te obejmowały między innymi podróż ekipy na Tahiti, zdjęcia na pełnym morzu oraz dostosowanie do potrzeb filmu dwóch pełnowymiarowych okrętów, praktycznie z całym zewnętrznym wyposażeniem, olinowaniem i ożaglowaniem. Opłaciło się, gdyż kompozycje wizualne są przebogate i niezwykle realistyczne. Kiedy dodać do tego niesamowite zdjęcia Arthura Edesona, czy to w plenerach (ach ten sztorm, ach to Tahiti), czy na pokładzie (niesamowite kadrowanie władczego Laughtona) wspomagane montażem Margaret Booth, rezultatem było prawdziwe kinematograficzne cacko.

Film Franka Lloyda to wcale nie tak częsty przypadek dzieła, w którym doskonała oprawa wizualna spotyka się z ciekawą, wielowarstwową fabułą. Uczta dla oczu, sporo materiału do przemyślenia, do tego aktorstwo pierwszej klasy. W takich przypadkach nawet pewne zniekształcenie prawdy historycznej znajduje swoje uzasadnienie. Bunt na Bounty otrzymuje ode mnie 9 gwiazdek.

źródło grafiki - www.imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz